Szczyt Dalej

Ważne by mieć pasję, która pozwala działać. I cel do, którego się dąży.

W górach można sprawdzić swoje samozaparcie do przekraczania granic.Zaledwie kilka dni temu miałem próbę zdobycia Starorobociańksiego Wierchu zimą. Przyszedł czas na kolejny wypad w góry. Tym razem lepiej wyposażony postanowiłem razem ze swoją ekipą wybrać się na Szpiglasowy Wierch 2172 m n.p.m. w Tatrach Wysokich. Wszystko zaczęło się o godzinie 3:30, planowy wyjazd z Krakowa. Plany pogody kreowały się na bardzo niską temperaturę odczuwalną, wiatr i delikatny opad śniegu. Byliśmy przygotowani na takie warunki.

Na parking przyjechaliśmy z lekkim opóźnieniem,

było bardzo ślisko na wspaniałej krętej drodze pod Palenicę, nie zmieniło to naszych planów wyruszenia już po pierwszej przerwie na śniadanie ze Schroniska pod Morskim Okiem o godzinie 9:00 w stronę Szpiglasowego Wierchu. Warunki były wręcz idealne. Mroźno i bezwietrznie. Słońce schowane było cały czas za górami gdzieś przebijając się przez niższe partie.
Spokój i cisza. O tej godzinie praktycznie bez ludzi. Tylko nieliczne osoby, które szły gdzieś dalej.

I tak przed nami wyruszyły dwie osoby, jak się okazało w tą samą stronę co my, i za nami trzy osoby również na Szpiglasowy Wierch. Wspominam o tym nie przypadkiem. Sama początek trasy przebiegał bardzo dobrze. Raki nie były koniecznie. Praktycznie dało się dojść do pierwszego znaku, który rozdzielał drogi.

Mniej więcej wtedy zaczęła się psuć nam pogoda. Dalej było bezwietrznie, ale widoczność bardzo zmalała i zaczął padać śnieg, którego przybywało cały czas. Nie przejęliśmy się zbytnio pomimo tego, że w pogodzie było inaczej. W końcu to góry!
Dogoniliśmy dwóch panów idących przed nami Troszkę się zdziwiliśmy, że byli bez raków z kijkami, w końcu szli jako pierwsi i torowali ścieżkę w śniegu po kolana a gdzie niegdzie nawet głębszym.

Teraz nie byłem zdziwiony dlaczego tak często zaliczali glebę.

Po rozmowie z nami postanowili jednak zawrócić. Śnieg się nasilał a później mogło być jeszcze gorzej na zejściu. Teraz przebijanie się przez trasę spadło na nas. Aparat już od dłuższego czasu wisiał na szyi schowany pod kamizelką, żebym mógł mieć do niego jak najszybszy dostęp. Chociaż już wiem, że następnym razem biorę dodatkową torbę. Wyjmowanie z plecaka jest bardzo uciążliwe i traci się na tym niepotrzebnie czas, zwłaszcza w zimie, kiedy każde zatrzymanie wiąże się z utratą temperatury ciała.. Trzeba ciągle pozostawać w ruchu. Tym bardziej, że temperatura zaczęła spadać i śniegu przybierało na ilości.

Dotarliśmy do pierwszej ostrej ekspozycji na tej wysokości.

Wszyscy się zatrzymaliśmy. Z góry przed nami był żleb skalny, z którego zleciał świeżo nasypany puch, był to mały zsuw śniegu. Żeby dostać się pod skałę trzeba było najpierw podciąć stok co już wyglądało na bardzo niebezpiecznie przy tych warunkach. Pierwszy poszedł Maciek, który ma doświadczenie w chodzeniu w takich warunkach. My obserwowaliśmy z góry czy coś nie próbuje się obsunąć. On delikatnie krok za krokiem z czekanem w ręku posuwał się na drugi koniec. Przeszedł bezpiecznie ale trwało to chwilę. Następna poszła Jola i w tym momencie znowu poleciał mały zsuw zaraz z nad skały, która osłaniała Maćka. Trzyosobowa ekipa, która szła za nami, postanowiła w tym momencie zawrócić. Stwierdzili, że nie ma co ryzykować. Tym bardziej, że doświadczona mama z córkami dała im już wycisk, co było całkiem sympatyczne. My zdecydowani byliśmy iść dalej. Przeszliśmy to osuwisko bezpiecznie. I ruszyliśmy wąskim szlakiem o mocniej ekspozycji na przód. Każdy krok bardzo mocno ważyliśmy tym bardziej, że śnieg był głęboki i świeży. Małe zsuwu powtarzały się co jakiś czas, chociaż dużo nie przeszliśmy od największego osuwiska. Opad bardzo się nasilił i zrobiło się niebezpiecznie. Śniegu przybywało i zagrożenie większym osuwem wzrosło do takiego stopnia, że decyzja nie mogła być inna jak zawrócenie tą samą trasą. Zabrakło nam około 20 minut do Szpiglasowej Przełęczy. Spędziliśmy chwilę dyskutując, po czym ruszyliśmy z powrotem po śladach, które były już prawie przysypane świeżym śniegiem. Może gdybyśmy mieli linę i się związali to poszlibyśmy dalej. Może gdybym był sam, moja decyzja też była by inna bo nie ukrywam, że byłem bardzo wkurzony z powodu wycofania się.

To wszystko gdybanie, bo wychodzenie do góry, przedzieranie się przez nieprzetarty szlak w głębokim śniegu i dużym opadzie, to emocje i przeżycia, których nikt nie jest wstanie nam odebrać.

Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 1 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 16 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 15 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 14 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 13 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 12 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 11 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 10 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 09 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 08 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 07 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 06 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 05 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 04 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 03 Marcin Micuda Fotograf Kraków
Szczyt Dalej Szpiglasowy Wierch 02 Marcin Micuda Fotograf Kraków
About Author
micuda

Leave a Comment

Name*
Email*
Website