Twardy Reset

Ciężkie dni, czy tygodnie zdarzą się często i będą się zdarzać, niezależnie od tego, jaką kto ma pracę.

Stres w dzisiejszych czasach jest jak cień, który rzucamy. Jest obecny i tego nie zmienimy. Sam akceptuję ten stan. Skoro już coś się wydarzyło i nie mam na to wpływu, dlaczego mam podwyższać sobie i innym osobom ciśnienie? Jest jednak takie coś jak nawarstwianie wszystkich problemów- kumulacja. Takie dni ratuje piękno tatrzańskich szlaków. Doskonały reset umysłu. Sposób na podładowanie akumulatorów na kolejne dni. Zmęczenie towarzyszące podczas takiej wyprawy jest jak dynamo.

Dynamo, które reprezentują góry.

Dajesz swój pot, swoje zmęczenie, a w zamian dostajesz „światło”, energię dla umysły. Doskonały odpoczynek jeżeli chodzi o mnie. Tym bardziej, że znowu zbliża się zima i już powoli odczuwalne robi się zimno. Chciałem wykorzystać ostanie dni październikowej pogody na wyjazd w góry. Sobota przepełniona była pracą w studiu, ale niedziela która zapowiadała się z piękną pogodą, była wolna i w pełni do wykorzystania. Szybki telefon do moje wujka, czy jest zainteresowany wyjazdem w niedziele. Chociaż bardzo dobrze wiedziałem, że też będzie chciał wykorzystać tą ostatnią chwilę słońca, by uciec z Krakowa.

Była to więc kwestia formalna, zresztą kto jak nie on- człowiek który zaraził mnie chodzeniem po górach. Przerodziło się to w rodzinną wyprawę- ruszyliśmy razem z jego żoną (moją ciocią) i córką (kuzynką).

Niedziela, 12-10-2014 roku. Wyjazd o godzinie 5:00- standardowo piętnaście minut opóźnienia. Na którymś z poprzednich wyjazdów wymyśliłem trasę na słowacki szczyt „Banikov (2178)”. Teoretycznie biegła ona od strony „Brestova->Salatin” (kto ma mapę będzie wiedział jak iść). Troszkę trzeba było ją uprościć przez opóźniony wyjazd z Krakowa oraz szybko zapadający zmrok.

Na pewno chcieliśmy zobaczyć chociaż kawałek sławnej „Słowackiej Orlej Perci” i wrócić z powrotem. Przyjechaliśmy na parking „Pod Spalenou” około 7:40, o 8:00 już byliśmy na szlaku. Pogoda piękna, trochę chmur na szczytach.

Jednej rzeczy nie znoszę w górach- asfaltowych podejść pod szczyt,

a jeszcze bardziej nie znoszę nimi schodzić. Niby prosto, ale nogi się męczą jeszcze bardziej niż gdybym wchodził. Na szczęście po stronie słowackiej jest znaczniej mniej i krócej z takimi wymysłami niż po polskiej stronie. U nas niestety Dolina Chochołowska poszła mi w pięty. Po przejściu asfaltowej drogi koło godziny dziewiątej trafiamy na ścieżkę prowadzącą przez las, wiodącą obok wspaniałego wodospadu „Rohacsky Vodopad”. Tu już w ruch idzie aparat i powstają pierwsze zdjęcia. Tym razem zabrałem swoją mark III i szerokokątny 16-35mm f/2,8 obiektyw, piszę tym razem bo często zabieram „analoga”. W końcu cyfrowe zdjęcia można robić nawet telefonem. Skusiłem się na przetestowanie dodatkowych opcji w postaci gotowych „hdrów” czy nakładanie ekspozycji wielokrotnej. Przyznaję się bez bicia- u mnie tylko manual i RAW- w ogóle co to jpg?! Tym razem jednak liczył się dla mnie relaks i spędzenie miło czasu z rodziną. Co do fotografii górskiej mam inne plany i mam nadzieję, że niebawem znajdę na to czas.

Pierwszy dłuższy odpoczynek był przy wyjściu z lasu „Razcestie pod Prednym Zelenym”, gdzie oczom ukazuje się przepiękny widok szczytów Rohackich oraz naszego celu- Banikova. Bardzo dużo osób (jak na Słowację) szło w tym kierunku co my. Kilkunasto minutowy postój na jedzenie i ruszamy dalej.
Sama droga jest bardzo łatwa z pięknymi widokami dookoła. Pogoda dalej dopisywała, martwiły mnie tylko te szczyty w chmurach. Przechodząc u podnóża Spalonej przełęczy, wujkowi przypomniało się jak schodziliśmy ze Spalonej nieoznakowanym szlakiem. Oczywiście całkowicie bezpiecznie. Przed nami naprawdę musiało sporo ludzi tędy chodzić, bo był niesamowicie wydeptany i czytelny, ale na mapie go nie było (ciekawa anegdotka, którą przytoczę przy najbliższej okazji).

„Banikovske Sedlo”

– dotarliśmy praktycznie na 12:00, samo podejście nie sprawia większych problemów. Problemem były jednak chmury, które przysłaniały widoki. Znów krótki przystanek, przed poderwaniem się jeszcze wyżej. Zawsze podziwiałem swojego wujka, który na szczytach potrzebuje się dodatkowo dotlenić.
Ostatnie podejście i zobaczę swoją Perć, a nawet wejdę na jeden z jej szczytów. Tutaj już zaczyna się zabawa: bardzo wilgotne, śliskie kamienie, co zdecydowanie podwyższa stopień trudności. Jak to mawia wujek: „trzeba włączyć przedni napęd”- czyli wspinamy się w niektórych miejscach praktycznie na czworakach.

W połowie podejścia spotykamy paczkę znajomych, Polaków, którzy już schodzili ze szczytu, zapytali się czy są dalej jakieś łańcuchy- ucieszyli się jak powiedzieliśmy, że nie tylko trzeba uważać bo jest ślisko. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że był z nimi piękny hasky. Tak pies, który przeszedł przez Perć, dla mnie jest to coś w co bym nie uwierzył, gdybym nie zobaczył. Chwilkę z nimi porozmawialiśmy jak to jest tam dalej i ruszyliśmy dalej na szczyt. Sama końcówka przebiegła w pozycji humanoidalnej.
Około 13 byliśmy już na górze. Banikov 2178, nareszcie. Oczywiście należał się kolejny przystanek ja w pierwszej kolejności poleciałem zobaczyć jak wygląda grań Słowackiej Orlej Perci.

Stałem zamurowany przy krawędzi dobrych kilka minut. Nie kierował mną strach tylko piękno widoków, cisza która była w koło. W końcu wyszedłem ze swojego katharsis. Patrzyłem na ludzi schodzących po pierwszych łańcuchach. I wpadłem na pomysł,że moglibyśmy tędy wrócić. Popędziłem z powrotem oznajmić swoją wspaniałą myśl reszcie, jednak moja kuzynka sprowadziła mnie na ziemię twierdząc, że rodzice nie dadzą rady. Przynajmniej nie dziś, ale jak chce mogę sam tędy wrócić. Zresztą wszyscy zaczęli mnie namawiać, żebym się przeszedł skoro czuje się na siłach. Troszkę było mi głupio ich zostawiać samych, bo nie taki był plan. Przeliczyłem sobie szybko czas i wyszło, że przy minimalnym odpoczynku będę na dole 10 minut po mojej rodzinie.

Do zobaczenia na parkingu!

Ruszyłem przez pierwsze strome zejście. Mnie czekała przeprawa przez Hruba kopa 2166 i Tri kopy 2136 zejście przez Smutne Sedlo. Co prawda chmury cały czas gdzieś obijały się o szczyty i nic nie zapowiadało tego, że wszystko zaraz przybierze zupełnie inny obrót. Po kilku minutach na grani chmury zaczęły się podnosić, odsłaniając przepiękny krajobraz oraz ekspozycję skalną w dół. Samą trasą byłem strasznie pozytywnie zaskoczony: wysoki poziom trudności, dużo łańcuchów, choć momentami przydałoby się ich więcej dla podniesienia bezpieczeństwa. Dogoniłem trzech Polaków, którzy spacerowo wybrali się na Perć. Dość spory kawałek upłyną nam na dyskusjach o górach. Jeden z nich, Pan Darek, a raczej Darek, powiedział jedną fajną rzecz kiedy fotografowałem. Kiedy zapytałem go czemu nie nosi ze sobą nawet małej cyfrówki stwierdził, że zdjęcia nie oddają tego co widzimy. Liczy się tylko to co zobaczy, bo to już zostanie z nim. Jeżeli chce ktoś podziwiać to piękno, musi sam tu przyjechać i samemu się tu wspiąć

To jest piękne podsumowanie tej wyprawy. Z punktu widzenia fotografa, chcę oddać chociaż część tego, co widziałem poprzez zdjęcia, ale z drugiej strony mam ochotę po prostu nic nie wstawiać i zmusić tych co siedzą na tyłku i nic nie robią, albo tych popadających w pracoholizm, żeby sami zobaczyli jak jest na szlaku. Trzeba zobaczyć to własnymi oczyma, poczuć ten dreszczyk emocji, po tym gdy je zamkniesz, będziesz w stanie wrócić tam z powrotem. Oczywiście dotarłem bezpiecznie cały i zdrowy tylko sobie rękę na ostrym kamieniu rozciąłem. Poza tym w dwóch miejscach musiałem schować aparat do plecaka co jest dla mnie czymś niezwykłym. Jeżeli chodzi o czas… byłem o 17:15 na parkingu czekając 25 minut na resztę ekipy.

Trzeba mieć plany na tyle elastyczne, by dostosowywać je do zaistniałych sytuacji. Przypadki towarzyszą nam w życiu i będą towarzyszyć. Kwestia podjęcia odpowiednich kroków, by przypadkowo zdobyć coś wielkiego. Mi udało się przejść w tym roku ten szlak chociaż myślałem, że nie znajdę czasu ani pogody, ale będąc myślami w Tatrach zawsze jestem na grani.

Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 11
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 10
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 09
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 08
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 07
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 06
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 05
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 04
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 03
Tri Kopy Banikov Pracownia Fotograficzna Micuda 02
About Author
micuda

Leave a Comment

Name*
Email*
Website