“Przede mną wyrastały z ziemi potężne kopce ukochanych gór…” M. Kruszona „Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła”
To dopiero nasz czwarty dzień w Rumunii, a czujemy się jakbyśmy były tutaj już co najmniej dwa tygodnie. Harmonogram poprzednich dni był mocno napięty, dlatego postanowiliśmy zrobić sobie LUZ BLUES (jak w kolejnej piosence od Artura). Tym bardziej, że nasz Domek W Górach, do którego poprzedniej nocy ledwo trafiliśmy, okazał się miejscem tak uroczym i niezwykłym, że nie chciało się z niego wychodzić. Położony na polance otoczonej z każdej strony lasami i górami przywodził na myśl miejsce,
gdzie diabeł mówi “Dobranoc”.
Magia i cudna okolica sprawiły, że zyskaliśmy nowego towarzysza do porannego biegania. Nasz Krzyś, słuchając zachwytów nad bieganiem w takich okolicznościach, zdecydował się spróbować razem z nami zwiedzania przez bieganie! Kilka kilometrów z samego rana naładowały nas endorfinami na cały dzień i nawet Krzysiek, którego męczyła kolka, wydawał się być zadowolony. Może pokocha bieganie tak jak my, kto wie? ;). Śniadanie po porannym wysiłku, na tarasie z widokiem na góry smakowało co najmniej, jakby przyrządzał je osobiście szef Modest Amaro.
Tego dnia zaplanowany mamy trekking do pobliskiego miasteczka – Predealu, ale jakoś ciężko się podnieść, za dobrze nam tutaj. Poza tym w międzyczasie Ola w Krakowie zalicza projekt na 5.0 z wyróżnieniem! Teleportacja? Chyba tak…albo siły nadprzyrodzone.
W końcu udało nam się przezwyciężyć lenia i w końcu wyruszyć w stronę miasta przyłącza się do nas nowy kompan. Zyskujemy miejscowego przewodnika – małego pieska, który biega przed nami wskazując drogę. Po drodze mijamy jedynie pasące się krowy, a poza tym wokół nie ma nic oprócz lasu. Jest tak, jak lubimy najbardziej. Idziemy sobie powolutku i smakujemy górskiego klimatu.
Jest wolność i przestrzeń – krakowskie życie wydaje nam się odległym snem.
Całą drogę marzymy o własnym domku w górach, bieganiu ultra, psie huskym i zdobywaniu kolejnych szczytów. Takie dni i takie spacery są potrzebne, bo uświadamiają nam, co tak naprawdę komu w duszy gra. Marzymy, bo warto mieć marzenia i jesteśmy przekonane, że uda nam się je spełnić. Bo przecież jak się bardzo chce, to można.
Nasz Piesek Przewodnik – jak został ochrzczony, prowadzi nas całą drogę górskim szlakiem. Dociera z nami aż do granic miasteczka, gdzie spędzamy leniwe popołudnie na piwie, obiedzie i włóczeniu się po zakamarkach. Predeal jest najwyżej położonym miastem Rumunii, znajdującym się u stóp gór Bucegi. To idealne miejsce dla pasjonatów sportów zimowych, których przyciągają doskonałe warunki i piękne widoki. Pomimo, iż jesteśmy tutaj poza sezonem, nie da się nie zauważyć, że miasto stanowi centrum turystyczne przygotowane na tysiące gości. To nie nasz klimat, więc z ulgą wracamy do naszego Domku W Górach. Zakochaliśmy się w nim od pierwszego wejrzenia, bo tu czujemy się wolni od pędzącego czasu, skomercjalizowanego świata i trosk dnia codziennego.
Za dnia, Domek W Górach kąpie się w zieleni trawy i drzew. Nocą przywodzi na myśl chatkę Baby Jagi z bajki o Jasiu i Małgosi. Wychodząc na zewnątrz wkracza się w czarną noc, oświetloną jedynie niezwykle dużymi gwiazdami. Najbliższe domy znajdują się za lasem, dwa kilometry dalej, zero cywilizacji dookoła.
Mamy wrażenie, jakbyśmy stali w nicości -tylko My, niebo i totalnie głucha cisza… Można najeść się strachu ;).
A świadomość, że to Rumunia- kraina duchów i magii, sprawia, że ciarki przelatują nam po plecach. Z tą niezwykłą nocą i zaczarowanym Domkiem W Górach zostawiamy Was tym razem, może Wam się przyśni…