Góry Fogaraskie – bo wspaniałe podróże składają się z momentów zapierających dech w piersiach.
biegaczkiwpodrozy (2)
biegaczkiwpodrozy (3)

Kiedy wysiadamy z wagoników wita nas mleczna kraina, nie widać nawet drugiego końca jeziora LaculBalea. Postanawiamy wypić gorącą kawę w schronisku . Jest cudownie: pyszna kawa, mili ludzie i uroczy mały husky wylegujący się na tarasie.

Wszystko wygląda jak we śnie – naszym śnie o życiu w górach.

biegaczkiwpodrozy (5)

Podczas gdy siedzimy rozmarzeni przy aromatycznym napoju, za oknami schroniska zaczyna otwierać się okno pogodowe na góry otulające jezioro. Po chwili widzimy piękny zimowy krajobraz: zamarznięte jezioro, ośnieżone szczyty, żleby zasypane poliniowanym śniegiem… Wszystko to tworzy niezwykły obraz godny rumuńskich Karpat. Decydujemy się na spacer, ale nie trwa on jednak długo. Już po chwili wszyscy podekscytowani ubieramy raki, żeby trochę się powspinać, tak dla zabawy i treningu. Okazje się nawet, ze mamy ze sobą kopciuszka w żelaznym pantofelku ;). Ubrani, z czekanami w dłoniach ruszamy dzielnie w górę sprawdzić co ukryte jest we mgle. Jak pisał Kruszona:

„Wjechałem już w ukochane Karpaty, siedzibę demonów takich i owakich.”

biegaczkiwpodrozy (6)
biegaczkiwpodrozy

Lekko zmęczeni, ale dalej pełni werwy i zapału wstajemy po przeżyciach dnia poprzedniego z cudowną świadomością, że znowu ruszmy w tajemnicze góry Rumunii.

Plan na dzisiaj to góry Fogaraskie. Niestety jest to również dzień pożegnania z naszym domkiem. Pakujemy nasze cygańskie toboły do dzielnych pojazdów i dziękujemy gospodarzowi za gościnę…Pan nie mówi po angielsku, my nie mówimy po rumuńsku, ale wszyscy świetnie się rozumieją – taka jest Rumunia! Odjeżdżamy w stronę Balea Cascada. Żegna nas piesek przewodnik skacząc i biegnąc koło aut. Serce się kroi, ze nie możemy go spakować i zabrać ze sobą…ale czy byłby szczęśliwy w mieście?

Z BaleaCascada wjeżdżamy starym wagonikiem kolejki linowej na górną stację, w sezonie można tam wjechać samochodem trasą Transfogaraską. To był nasz pierwotny plan, żeby dostać się na górę samochodem, ale jak wiemy plany trzeba czasem aktualizować J i dostosowywać do kaprysów rumuńskich diabłów. Na szczęście wagonik łagodnie wznosi się w górę dokładnie nad trasą, więc możemy podziwiać ją w całej okazałości prawie z lotu ptaka.

Niestety tam gdzie podążamy widać tylko mgłę. Czy znowu nie będzie nam dane zasmakować piękna gór Rumunii?

biegaczkiwpodrozy (4)
biegaczkiwpodrozy
biegaczkiwpodrozy

W międzyczasie wszystko wokoło pięknieje z powodu wychodzącego słońca. Już wiemy, że nie będzie nam dzisiaj dane spotkać diabła. Chyba, że to on mami nas tym pięknem, ale jakoś trudno w to uwierzyć. Krzysiek w przypływie emocji tak wypruł do góry, że widzimy go już wysoko nad głowami jak cyka swoje mistrzowskie selfiaki i popija herbatkę ze słynnego termosu Zuzi ;). A my spinamy mięśnie i ciśniemy do góry, słońce spieka nam policzki, kropelki potu zaczynają pojawiać się na czole, a na ustach rysują się szczęśliwe uśmiechy. W mgnieniu oka jesteśmy na przełęczy ŞauaCaprei(2315 m.n.p.m.).

Lekko zdyszani przeżywamy teraz tą cudowną chwilę zatrzymania, kiedy po wspinaczce stajesz na szczycie i w milczeniu spoglądasz w dół…

Nikt nic nie mówi, ale każdy wie, że wszyscy czujemy dokładnie to samo-chcemy zatrzymać tą chwilę, aby trwała jak najdłużej. Na szczęście nie da się tego uczynić, bo czy te wszystkie CHWILE  byłby takie piękne, gdyby nie były ulotne?

M.Kruszona: „…użyłem aparatu fotograficznego, by nigdy ulotna, rzekłbym, ażurowa atmosfera tego poranka, nie uleciała z mojej pamięci.”

Pod stopami rysuje nam się piękne zamarznięte jezioro Lacul Balea,  schronisko, w którym jeszcze przed chwilą sączyliśmy kawę, a dalej kręta jak kiszka trasa Transfogaraska…

biegaczkiwpodrozy (2)

Przestrzeń i odległość zapierają dech w piersiach.

Jakby tego wszystkiego było mało nad nami w silnych promieniach majowego słońca pojawiają się paralotniarze, którzy unosząc się łagodnie ponad szczytami uświetniają już i tak piękny zimowy krajobraz. Nie obchodzi się oczywiście bez pamiątkowych zdjęć ;). Niestety nie możemy sobie pozwolić na długi postój ani dalszą wędrówkę. Mgła zbyt długo trzymała nas na dole i konieczny jest szybki odwrót, żeby zdążyć na ostatnie tego dnia wagoniki kolejki linowej. Schodzenie, co prawda ze smutkiem w sercach, ale jest już samą przyjemnością. Krzysiek skacze w dół po skałach jak górska kozica, aż trudno za nim nadążyć. Pan Tata postanawia zrobić to, co lubi najbardziej – szybciutko siada na śniegu i demonstruje nam popisowy „dupozjazd” – 3 minutki i widzimy go na dole. Cóż nam pozostaje – obawiamy się mokrego śniegu, ale chęć zaliczenia zjazdu jest silniejsza ;). Frajda wynagradza przemoczone ubrania. W salwach śmiechu wszyscy ściągamy nasze raki, pakujemy plecaki i ruszamy do kolejki. Ostatnie spojrzenia na trasę Transfogaraską i góry powyżej…

Trochę się kręci łezka w oku, ale wiemy, że to nie nasza ostatnia wizyta w górach Rumunii.

Na dole szybki posiłek na świeżym powietrzu, ostatni raz w górskiej aurze i ruszamy do Sybinu. W autach czujemy się już jak w domu – obłożeni poduszkami, butami, książkami… Mamy tam wszystko. Nawet kwiatki;).

Sybin wita nasz przytulnym mieszkankiem i uroczym wieczorem. Idziemy się trochę powłóczyć po mieście,  jednak zmęczenie po intensywnym dniu w górach szybko kładzie nas do łóżek –

to już ostatnie Rumuńskie DOBRANOC!

biegaczkiwpodrozy (2)
biegaczkiwpodrozy (3)
biegaczkiwpodrozy (4)
biegaczkiwpodrozy (3)
About Author
micuda

Leave a Comment

Name*
Email*
Website